podsumowanie wyzwania pisarskiego Opowiadanie barda

Podsumowanie wyzwania: Opowiadanie barda

Czy nasze ostatnie wyzwanie pisarskie było trudne? Nie sądzimy. Trzeba było stworzyć opowieść w oparciu o zdjęcie kamiennego mostku nad wodą. Jednak historia musiała zostać opowiedziana przez barda. A więc, wsłuchaj się w magiczne historie, bo każdy minstrel ma swoją bajkę do zrelacjonowania.

Inq. Zeketer

Szlachetne towarzystwo i zacni mieszkańcy pięknego Delongze! Ta dziwna historia działa się pięć wieków temu, gdy zza Wschodniego Oceanu na nasze ziemie przybyły statki pełne okutych w stal barbarzyńców, pragnących zniszczyć naszą wiarę, złupić nasze miasta i zniewolić kobiety. Jak wiemy, przeliczyli się srodze. Tylu z nich pożarły ostrza naszych gizarm i bełty naszych kusz, że na Wschodzie tysiące niewiast wzniosło płacz i lament. Adeleide, żona jednego z wodzów najeźdźców, Keorka, i ich syn, Iehan, bez wieści o mężu i ojcu, także popadli w żałobę na wiele lat. Gdy Iehan osiągnął wiek dojrzały, rzekł tak:

-Nie mogę patrzeć dłużej na twoje łzy, matko! Wyruszę za morze, zabiorę poganom ciało mego ojca i zapewnię mu godny pochówek, jeśli to choćby trochę ukoi twój ból!

Tak się stało. Wkrótce Iehan wypłynął i począł krążyć po naszej ziemi, szukając ojcowskiego grobu. Wszystko na nic: podróżował długie miesiące, ale nigdzie nie znalazł żadnego śladu po Keorku. Pewnego dnia wjechał samotnie do kniei Omozentye. Lud mieszkający w jej pobliżu bał się wchodzić doń dalej niż na pół mili, obawiając się złudzeń i złośliwych duchów. Iehan nic sobie nie robił z tych plotek, jednak rychło po wjeździe do puszczy zgubił się. W miarę, jak tracił zapasy, podupadał w nim duch. Po wielu dniach błądzenia natrafił na kamienny mostek nad potokiem. – Znów jestem na szlaku! – radośnie zawołał, lecz ledwie jego koń stanął wszystkimi kopytami na moście, ten zawalił się z hukiem i rycerz upadł na twarde, skaliste dno potoku. Spadające głazy przygniotły jego nogi i ze zgrozą odkrył, że nie może się podnieść. Zdesperowany, wrzeszczał i krzyczał, aż stracił resztki wyczerpanych głodem sił. Tuż przed zapadnięciem zmroku spomiędzy drzew wyłoniła się okryta płaszczem postać. Bez słowa podeszła nad brzeg strumienia i – o dziwo! – kamienie rozpłynęły się w powietrzu. Zdumiony Iehan wstał bez trudu. Wtedy postać odezwała się niewieścim głosem:

-Twój upór i odwaga spodobały mi się, mężny rycerzu. Byłoby mi żal, gdybyś nie dotarł do swego celu. Dlatego pomogę ci: zrobię dla ciebie cokolwiek, co tylko chcesz. Zastanów się dobrze, co to takiego.

Iehan zaś nie zastanawiał się ni chwili:

-Chcę znaleźć ciało mego ojca i oddać je mej matce! – odparł.

-Jesteś pewien, że tego właśnie chcesz? – kobieta uśmiechnęła się tajemniczo.

-Po to tu przybyłem. Muszę wypełnić złożoną przysięgę!

-Zatem tak się stanie. Znajdziesz ciało ojca w Taptenie – rzekła i wtem Iehan stracił przytomność.

Obudziwszy się, ujrzał swego wierzchowca, a na nim tobołki pełne jedzenia. Otumaniony głodem, przepełniony nadzieją, bez chwili wahania posilił się i dosiadł rumaka. Prędko odnalazł wyjazd z lasu i w południe już bawił w Taptenie. Za murami zauważył, że wszyscy kierują się w jedną stronę.

-Dokąd pędzicie? – zapytał się przechodnia.

-Przed chwilą usłyszałem – odpowiedział – że z zamku ni stąd, ni zowąd wyprowadzono więźnia, aby ściąć go na rynku! Podobno to ktoś znaczny! Taki widok rzadko się zdarza!

-To mnie nie interesuje – odparł Iehan i ruszył na cmentarz. Kluczył po nim do wieczora, aż zmęczenie wzięło górę, jednak grobu Keorka nie odnalazł. Wyrzucając sobie, że uwierzył sennej zjawie, pokierował się do bram miasta. Ostatni raz spojrzał za siebie i ujrzał świeżą, bezimienną mogiłę. Wydawało się, że wcześniej jej nie było. Czując mrożący krew w żyłach strach, popędził do niej i zaczął kopać gołymi rękoma. Odgarnął ziemię i wyciągnął odciętą głowę swego ojca.

Co się dalej stało z Iehanem? Tego nie wiem. Wiem za to, że Keork spoczął na rodzinnej ziemi. Adelaide zaś do końca swych dni trwała w nowej żałobie.


Olga Żak

Działo się to wcale nie tak dawno. Prawie wszystko widziałem. Prawie wszystko słyszałem. Ich też znałem – tą smukłą, delikatną dziewczynę i tego młodzieńca, co się zmienił nie do poznania. Oboje wydawali się być tacy piękni, a zarazem smutni, jakby uleciało z nich życie. Nigdy nie pytałem tej kobiety, jak się czuję, czy coś ją dręczy. Po prostu starałem się przebywać blisko niej i obserwować ją z niewielkiej odległości, by wiedzieć jak się aktualnie czuje. Zdawałem sobie sprawę, że ona nie chciała, bym wiedział jak się ma. Myślałem, by zrezygnować i odpuścić sobie rozmyślanie na jej temat, ale kiedy zaczęła tak codziennie chodzić do lasu, coś kusiło mnie by nie przestawać. Każdego ranka widywałem ją na kamiennym moście, pośród zieleni, ubraną w zwiewną sukienkę. Wyglądała tak, jakby ktoś za chwilę miał przyjechać i siedząc na białym koniu, zabrać tę niewinną istotę gdzieś w nieznane. Przesiadywała tam godzinami. Któregoś ciepłego, wiosennego dnia, jak zwykle poszedłem za nią i ukryłem się za wielką sosną. Znów tam była. Byłem pewien, że przygnębiona. Zjawił się wtedy on. Wysoki szatyn o niebieskich oczach. Wpadła mu prosto w ramiona, lecz on najwyraźniej nie był zadowolony. Cicho rozmawiali siedząc nad strumykiem. Cisza nagle się skończyła, on wstał, głośno krzyczał. Dziewczyna też krzyczała. Zaczęła płakać. Chłopak chciał już odejść, lecz ta biegła za nim i łapiąc go za ramię, prosiła by został. Zniknął. Gdzieś w oddali, pomiędzy zielonymi drzewami. Już go nie było, a ona nadal płakała. Patrzyłem na to wszystko i zastanawiałem się, kim on tak naprawdę jest. Chodź za młodu kłaniał mi się mówiąc dzień dobry, mieszkał w posiadłości obok, oprócz imienia, tak naprawdę nie wiedziałem o nim nic. Kiedyś wydawało mi się zupełnie inaczej. Dużo pracował w ogrodzie, zawsze uśmiechnięty i miły wobec każdego. Dziś z ziemistą twarzą i zapadniętymi policzkami, kłócił się z nią. Po czasie doszły mnie słuchy, że znaleziono zwłoki. Jakaś młoda kobieta wpadła do strumyka i rozbiła głowę o kamienie. Zmarła. On leżał pod karczmą i pił. Pił na umór. Płakał i przepraszał los za to co zrobił. Przepraszał mnie, że zabił ją – moją córkę. On był alkoholikiem, ona chciała uratować go od nałogu, ale ten awanturował się bez końca. Tamtego dnia, nie wytrzymała, chciała odejść. Która kobieta, chciałaby żyć z takim tyranem jak on? Dumny paw nie mógł na to pozwolić. Nikt nie miał prawa mu się sprzeciwić. Nawet ona. Była jego, więc nie mogła go zostawić. Pijany, zdenerwowany, popchnął ją, nie kontrolując swojej siły. Teraz już nie spotkałem jej w środku lasu, między zielonymi krzewami. Bardzo żałuję, że nigdy nie powiedziałem jej, jak bardzo tęsknie za tą małą dziewczyną, którą zostawiłem na pożarcie światu, by spełniać swoje marzenia.


Marta Sobczak

Zjawił się wczoraj w godzinach wieczornych w okolicach gospody „Pod płaczącą wierzbą”. Ubrany w czerwoną pelerynę człowiek chodził z mini gitarą pobrzękując na niej cały czas. Niestety, szczerze powiedziawszy to on grać za bardzo nie umiał. Chciano go przegonić widłami, ale gdy zaczął opowiadać bajki rozjuszony tłum uspokoił się.

– Pewnego ranka nad brzegiem Królewskiego Potoku koło kamiennego mostku starzy ludzie znaleźli koszyk z niemowlęciem w środku. Była to dziewczynka. Bezdzietne małżeństwo zaadoptowali ją i nazwali Maryna. Dziewczynka z każdym rokiem rosła i piękniała. Uwielbiali ją wszyscy sąsiedzi za miłe słowo i niezwykłą empatię. Maryna wprowadzała radość do wioski. Jednak nastały złe dni. Kiedy tylko Maryna ukończyła osiemnaście lat nagle znikła. Szukano ją wszędzie. W pobliskim lesie, wśród dających plony pól, czy też w sąsiadujących osadach. Niestety. Nikt nie widział Maryny.

Podczas trzeciej nocy poszukiwań, w lasach otaczających wioskę zawyły wilki tak głośno jak nigdy dotąd. Ludzie szukający dziewczynę stanęli przerażeni, gdy na ścieżce pojawiła się biała wilczyca o takiej samej barwie oczu jak zaginionej Maryny. Wilczyca zawyła, po czym ruszyła przed siebie. Ludzie poszli za nią. Kierowali się w stronę potoku, gdy niebo zajaśniało od wstającego słońca, a jego promienie rozpraszały mgłę. Maryna siedząc na piętach, skulona i mocno wbijając paznokcie w skórę głowy płakała. Powstrzymywała krzyk. Ojciec Maryny podszedł do niej chcąc przytulić, ale wtedy ona zaczęła krzyczeć, rozrywając na strzępy wszystko, co było w pobliżu. Ludzie mdleli, a ich ciała rozpadały się w drobny mak. Jednak jej krzyk nie ustawał. Nadleciał kruk, o złotych piórach. Usiadł na pobliskim dębie, ale gdy Maryna skierowała na niego wzrok – odleciał. Jej krzyk rozchodził się coraz dalej. Najpierw padły ptaki, potem zginęły drzewa, a na polach umierały plony. Woda z Królewskiego Potoku zalewała świat wokół Maryny, tworząc bagno z wysepką pośrodku, lecz ona nadal krzyczała. Przestała dopiero wtedy, gdy wszystko wokół umarło. Wówczas mgła otoczyła Marynę.

Wtedy umarło jej ciało, lecz dusza tam pozostała. Została rusałką, nieśmiertelną strażniczką Królewskiego Potoku i jego sercem. Namacalnym duchem, straszącym wszystkich napotkanych. Ludzie lękają się mrocznych miejsc, gdzie mgła jest zawsze szara, ale przechodząc tamtędy nie bałem się jej. Smutne były jej nawoływania, wypełnione poczuciem winy.

Umarliście, szukając mnie.

Teraz ja szukam was.

Gdzie jesteście?

Pokażcie się mi, nie kryjcie się.

Proszę was, proszę was…

Mój krzyk zabił was…

Ja tęsknię za wami.

Szukam, czekam na jakiś znak.

Czekam na jakiś znak.

Dopóki nie znajdę was,

będę nieśmiertelnie trwać

w jeziorze z posępnych łez.

Śpiewała tak, gdy przechodziłem przez kamienny most. Nie wiem, czy nadal tam jest i zawodzi, bo niektóre z legend głoszą, że pewnego wieczoru jej duszę wyzwolił śpiew złotego kruka i wycie białej wilczycy.


Zwycięzcom jeszcze raz gratulujemy i jednocześnie zapraszamy na kolejne wyzwanie.

Subscribe
Powiadom o
guest
3 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Ol.
Ol.
7 lat temu

Dzięki za wyróżnienie 😀 Pozostałe dwa teksty również super ! Czekam już na następne wyzwanie 😛

Monika Syminowicz
7 lat temu
Odpowiedx  Ol.

Proszę bardzo. 🙂 Szykuj się teraz na czerwiec, a tymczasem dziś startujemy z konkursem na kryminał. Może się skusisz? 😉

Ol.
Ol.
7 lat temu

Myślę, że jak najbardziej 😉