podsumowanie wyzwania pisarskiego pogodne święta

Podsumowanie wyzwania pisarskiego: Pogodne święta

W wyzwanie grudniowe opierało się na tematyce: Pogodne święta. Z każdej kategorii wybrałyśmy jeden, najlepszy tekst. Poniżej przedstawiamy zwycięskie teksty z podziałem na kategorie.

Kategoria: Wybaczenie

Ania Wawer

Odwróciłem głowę w jej stronę. Wyglądała pięknie, niczym anioł zesłany w mroźną noc, by rozgrzać moje zmarznięte serce. Ulice miasta spowiła grobowa cisza zakłócana dochodzącym z oddali spokojnym śpiewem ludzi uczestniczących w pasterce. Lampki świąteczne ogromnej choinki, stojącej obok migały na zmianę, nie nadążając za rytmem kolędy i miałem poczucie, że pulsowały w moich żyłach razem z winem, którym uraczyłem się na odwagę przed wyjściem. Ich blask odbijał się od jej jasnej skóry, nadając naturalnie bladej twarzy żywych kolorów. Kiedy spojrzałem wreszcie w jej szkliste oczy utonąłem w ich błękicie.

– Czekałam na ciebie.

Telefon zawibrował w mojej kieszeni, lecz tym razem nie miałem ochoty z nikim rozmawiać. W tej chwili liczyła się tylko ona. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Za dużo tego było. Zbyt wiele kłamstw, oszustw, wykrętów.

– Przepraszam aniołku.

Jej oczy rozpaliły się jak dwie pochodnie w mroku. Nie mogłem z nich odczytać nic oprócz woli płaczu. Była warta więcej niż milion dolarów, niż Dirż Chalifa w Dubaju, niż najdroższy klejnot na świecie. Gdybym tylko wiedział wcześniej, że ona przez ten cały czas była sama, tak jak ja w tym zwariowanym świecie z narzuconym morderczym tempem życia, siedząc w rozpędzonym samochodzie bez hamulca i kierownicy, wyścigu z czasem ze szczurami, a nie ludźmi, pełnym brutalności, kłamstw i pieniędzy nie zawahałbym się zrezygnować z wszystkiego byleby czuć, że jej serce bije tuż przy mnie. Po raz pierwszy wiedziałem, że to jej potrzebowałem najbardziej.

– Nie wiem, czy zdołasz mi wybaczyć – nie skończyłem, bo jej delikatna dłoń wsunęła się do kieszeni mojego płaszcza, a zimna palce splotły się z moimi.

– Chodź, tato. Zanim sprzątną nam wszystkie wigilijne potrawy sprzed nosa – powiedziała jakby nic się nie stało. Nie zapytała o nic. Nie chciała wyjaśnień.

Los znowu chytrze ze mną zagrał. Zabrał mi miłość mojego życia, dając w zamian fortunę, po czym ubrał w łachmany i uczynił żebrakiem, po to abym zrozumiał, że przez cały czas zaniedbywałem największy skarb. Chciałem zdusić wspomnienie o kobiecie, którą straciłem i o mały włos nie zapomniałem o jedynej osobie, która mi pozostała. Nadrabiałem swoją nieobecność zakupami, prezentami i pieniędzmi, nieświadomie narzucając na siebie jeszcze większy ciężar poczucia winy. Jak mogłem być tak małostkowy i nie myśleć o naszej dwuosobowej rodzinie, nie odczytując poprawnie kierunkowskazów, które stawiało przede mną życie.

Spojrzała na mnie.

– Wiesz… było mi dzisiaj trochę smutno, ale wybaczam ci. A ty? – Jej dziecięcy głos wlał się w moje serce jak lawa roztapiając lodową ostoję samotności.

– Ja?

– Też musisz wybaczyć.

Przyklęknąłem na jedno kolano, czując chłód kostki brukowej i wilgoć topniejącego śniegu.

– Aniołku. Przez cały dzień myślałem tylko o tobie, było mi bardzo… – spuściłem wzrok, bo łzy cisnęły mi się do oczu, mimo iż zawsze uważałem, że jestem jedynym człowiekiem na świecie, który nie potrafi płakać. Poczułem jak gorąca kropla spływa po moim zimnym policzku.

Musisz jeszcze wybaczyć sobie.


Kategoria: Pogodzenie się

Iza Kramarz

Mała dziewczynka pobiegła do okna i usiadła na parapecie. Jej złoto szara sukienka błyszczała, przy każdym ruchu, a wijące się przy czole czarne loczki co chwilę ogarniała do tyłu. Zacisnęła mocno powieki, żeby nie zacząć płakać. To przecież nie jej wina, że zaśnie przed północą. Objęła chude kolana rękoma i zmarszczyła brwi. Mama obiecała, że weźmie ją na pasterkę, jeśli tylko będzie w stanie pójść. Wyjrzała przez okno. Humor poprawiła jej odrobinę metrowa choinka przystrojona błękitnymi lampkami. Odwróciła się i skierowała wzrok w stronę drugiej, dwa razy większej, pod którą stały różnej wielkości prezenty. Miała nadzieję, że ten prostokątny pakunek to nie jest kolejna książka od cioci. Nie zaczęła jeszcze czytać tej otrzymanej rok temu.

Wzdrygnęła się na dźwięk tłuczonego szkła. Pobiegła do kuchni i zobaczyła, jak mama pochyla się nad rozbitym kieliszkiem wina.

– Zostań tam – nakazała córce lekko zachrypniętym głosem i zaczęła sprzątać bałagan.

– Mamo? Dobrze się czujesz? Boli cię gardło? – spytała dziewczynka, podchodząc mimo zakazu.

– Nie, słonko. – Kobieta uśmiechnęła się lekko i wyrzuciła szkło. – To pewnie od tego, jak wczoraj śpiewałyśmy z babcią kolędy.

Dziewczynka przytaknęła głową i podeszła do stołu, gdzie za chwilę miały wylądować potrawy. Pod narzuconym na stół obrus leżało siano, a na każdym talerzu jej mama położyła opłatek.

– Kiedy będzie tata? – spytała i urwała kawałek płatka. – Miał pojechać coś kupić i zaraz wrócić.

Jej mama uśmiechnęła się smutno i odwróciła nagle w stronę kuchni.

– Obiecał, że zdąży przed pierwszą gwiazdką, prawda? – powiedziała bardziej ochryple niż wcześniej. – Pilnujesz jej?

Mała wciągnęła gwałtownie powietrze i pobiegła z powrotem do okna. Przyglądała się ciemnemu niebu w poszukiwaniu jakiegokolwiek jasnego błysku. Zapiszczała z radości, kiedy usłyszała nadjeżdżający samochód.

Drzwi frontowe otworzyły się szeroko i stanął w nich mężczyzna, ledwo widoczny zza ogromnego bukietu róż. Jego żona, stojąca parę metrów dalej upuściła telefon. Pobiegła do ojca dziewczynki i przytuliła tak mocno, że równie dobrze mogłaby go udusić. Chwilę później, po znalezieniu na ciemnym firmamencie pierwszej gwiazdki rodzina zasiadła przy stole, a podczas śpiewania kolęd dziewczynka zachodziła w głowę, dlaczego głos mamy nie jest już zachrypnięty.


Kategoria: Wspomnienie

Karolina Baron

Ze względu na szybko lecący czas Antek odniósł wrażenie, że choinka wraz ze starymi lampkami świątecznymi pojawiła się zdecydowanie za szybko. Pod odrapaną ścianą siedziała jego matka. Obok niej leżał stary telefon i roztrzaskana butelka po winie. Kobieta podniosła piękne oczy i uśmiechnęła się smutno.

– Pamiętasz kochanie święta przed wojną?

Antek wstał i zaczął sprzątać porozrzucane zabawkowe samochody. Kochał swoją matkę, ale nie można było ciągle wracać do przeszłości. Nie mógł jednak zatrzymać potoku słów, który najwyraźniej bez reszty ją pochłonął.

– Pasterka o dwunastej, duszenie potraw, śpiewanie kolęd i kupowanie prezentów. Cała rodzina jeszcze wtedy żyła. Rozmawialiśmy godzinami… – matka zaczęła płakać. – Czuliśmy się wspaniale, pamiętasz? Władek zawsze czytał Pismo Święte. Zawsze się denerwował, że ma narzucony fragment.

Antek powstrzymał łzy, które cisnęły mu się do oczu, uklęknął obok matki i przyciągnął ją do siebie. Wstał szybko udając twardego mężczyznę, który był tak bardzo jej teraz potrzebny. Założył kurtkę.

– Będziesz miała święta. – Wziął do ręki karabin i przewiesił go przez ramię. – Idę do Młodziaków. Zaprosimy ich. Posprzątaj szybko, załatwię jakieś jedzenie. Tak… – mruknął jeszcze i wyszedł.

Prosty korytarz poprowadził go do wąskiego wyjścia. Na zewnątrz rozpościerał się gigantyczny las, który powoli odzyskiwał życie po licznych wybuchach, które zniszczyły środowisko oraz zabiły sporą część ludzi. Domy w większości zostały wyburzone, a okoliczna ludność pochowała się w świeżo wybudowanych bunkrach, których powstanie przyspieszyło widmo wojny. Antek stanął na małym wzgórzu i rozejrzał się. Wokół niego było pusto. Bunkier, w którym się skrywali Młodziakowie stał tak samo samotny jak ich. Chłopak westchnął głęboko i ruszył w jego kierunku obmyślając jednocześnie jak sprawić, że Wigilia będzie taka sama jak lata temu. To wszystko stało się tak dawno. A jednak magia świąt pozostała.


Kategoria: Początek nowego życia

Alicja Rezen

Tak jak się spodziewałam. Gonitwa na Wembley przeniosła się na ten jeden wieczór do mojego domu. Miejsce wybrane dogodnie, jako, że najwięcej przestrzeni do popisu, a na łuku między kuchnią, a salonem można wyprzedzić swoich rywali. Zawodnicy przygotowują się do zawodów cały miesiąc, gromadząc techniki i kupując potrawy, mające tu rangę niemal bóstwa. Ale co to? Pierwsza gwiazdka, łamanie się opłatkiem i… ruszyli!

Pierwsza wystrzeliła siostrzenica Krysia, jej długie włosy maczają się w wazie z barszczem. Wszyscy udają, że tego nie zauważyli, lecz czerwone krople przyozdabiają jej białą bluzkę, zdradzając przewinienie. Druga biegnie, niby z głową zadartą, a jednak biegnie, ciocia Małgosia. Pociąga nosem, próbując opanować przemożną chęć kichnięcia. Wymija Krysię, potyka się, stawia na stole uszka, odwraca się do gości i kicha! Punkt dla niej. Następna idę ja. Staram się, bardzo się staram niczego nie upuścić, niczego nie zbroić, mimo że najchętniej rzuciłabym parzący półmisek prosto w twarz wujka Romka. Och, jak ja go nie cierpię. Czułam się, jakbym zaraz miała zacząć płakać, ale nie, muszę się skupić! Wymijam kałuże po kompocie z suszu, zagradzającą niemal całe przejście; niczym łania wyciągam swoje długie nogi i uff, jestem po drugiej stronie. Przeszłam Nil! Chce mi się krzyczeć i śpiewać z radości. Ledwie udaje mi się postawić półmisek z rybą, kiedy słyszę zbliżający się krzyk. Odwracam się w stronę kuchni, a tam babcia Cecylia potknęła się o nieuprzątnięty kabel od lampek świątecznych i leci wprost na mnie. Chcę odskoczyć, nie zdążam. Przewracamy się prosto pod oświetloną choinkę, wprowadzając zamieszanie wśród starannie poukładanych prezentów.

Out.

Wygrała ciocia. Jak zawsze.

Westchnęłam, siadając na kanapie. Wszyscy goście już dawno poszli, zostawiając mnie i Stefana samych. Nic nie było tak, jak powinno. Babcia stłukła sobie udo i trzeba było ją samochodem zawieźć do szpitala. Normalnie moglibyśmy wrócić do domu i zjeść wigilię, jednak ona zaczęła się żalić, że przyjdzie jej umrzeć w samotności. Normalka. Święta jak zawsze.

Stefan wszedł do pokoju, wyłączył telefon i usiadł obok mnie. Wziął moją dłoń w swoje. Spoglądam na niego zdziwiona. Co, teraz mu się na rozmowy zebrało? Nie odzywa się do mnie od tygodnia, a teraz objawienia dostał? Już chciałam się odezwać, kiedy mnie uprzedził.

– Dorotko…

– Co znowu? Zupa za słona, czy ryba za ostra? Bo przecież o niczym innym nie da się ze mną rozmawiać, nieprawdaż? – odparłam kąśliwie.

– Ja z tobą to mogę nawet o zupie gadać, byle całe życie. Wybacz tamto. Po prostu, no, wiesz. – Uśmiechnął się niepewnie, sięgając ręką za swoje plecy. – Byle całe życie.

Trzymał w dłoni małe granatowe pudełeczko. moje serce przyspieszyło. Otworzył je, a tam złoty pierścionek.

– Czy ty…

Rzuciłam mu się w ramiona, szepcząc do ucha.

– Całe życie.


Kategoria: Podarunek

Małgorzata

Kiedy ojciec zaparkował i Liza wysiadła z samochodu poczuła, że za chwilę zacznie płakać. To miały być święta bez Mikusia – na jesieni jej ukochany kot wpadł pod ciężarówkę. Nadal nie mogła się oswoić z myślą, że go już nie zobaczy. Ilekroć przyjeżdżała do domu, miała wrażenie, że za chwilę przybiegnie, zacznie ocierać się o jej nogi i mruczeć, a ona jak zwykle weźmie go na ręce.

Rodzice najwyraźniej nie dostrzegali jej przygnębienia. Ojciec oznajmił pogodnie, że właśnie skończył sprzątać, z czego się bardzo cieszył, bo niebawem powinna się zjawić cała rodzina. Matka przywitała się z nią w pośpiechu, po czym wróciła do kuchni, mówiąc, że musi doglądać wigilijnych potraw, a zwłaszcza kapusty postnej, która jeszcze się dusi. Natomiast brat właśnie skończył czytać trzymaną w ręku instrukcję, po czym stwierdził, że już wie, jak naprawić lampki świąteczne. Wyglądało na to, że nikomu oprócz niej nie brakuje Mikusia. Czuła się z tego powodu rozżalona na swoich bliskich. Może jeszcze mieli nadzieję, że pójdzie z nimi na pasterkę i będzie śpiewać kolędy?

Tłumiąc westchnienie usiadła obok choinki, pod którą leżały prezenty w kolorowych torebkach. Przypomniała sobie, że zawsze budziły ciekawość jej kota, który skrupulatnie je obwąchiwał i usiłował wsuwać łepek do środka, o ile to było możliwe. Przez cały wieczór musieli go pilnować.

Nagle zadzwonił telefon, który ojciec natychmiast odebrał i zaczął rozmawiać. Potem zajrzał do kuchni, wesołym głosem poinformował matkę, że odezwała się „ta kobieta”, narzucił kurtkę i szybko wyszedł. W innych okolicznościach Liza zwróciłaby uwagę na jego dziwne zachowanie, lecz teraz była pochłonięta wspomnieniami.

– Napijesz się czegoś? – zapytał jej brat konspiracyjnym szeptem. – Kupiłem dobre wino.

Liza skinęła głową, czując, że na trzeźwo nie przetrwa tego wieczoru. Kończyli właśnie pierwszy kieliszek, kiedy pojawił się ojciec, trzymając koszyk w ręku.

– Tu jest prezent dla ciebie – powiedział, podając go Lizie. – I tak nie usiedzi pod choinką, więc możesz go obejrzeć od razu.

Zdziwiona zajrzała do środka i zobaczyła małego, czarnego kotka z białym krawacikiem i niebieskimi oczkami.

– O Boże! – krzyknęła. – Wygląda zupełnie jak Mikuś.

– Bo to jego syn – wyjaśnił ojciec.

– Jak to?

– Po tym jak zginął, okazało się, że zostawił narzeczoną w ciąży.

– To kotka tej kobiety, która mieszka na końcu ulicy – dodał brat.

Mały Mikuś wygramolił się z koszyka, po czym ruszył prosto pod choinkę i zaczął obwąchiwać prezenty.


Zwycięzcom jeszcze raz gratulujemy i jednocześnie zapraszamy na kolejne wyzwanie.

Subscribe
Powiadom o
guest
3 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Anonimowy
Anonimowy
7 lat temu

Małgorzata
Śliczny ten kotek na zdjęciu. Dziękuję!

admin
admin
7 lat temu
Odpowiedx  Anonimowy

Szukałyśmy kota z białym krawatem, ale niestety nie było odpowiedniego zdjęcia, a te urzekło nas od razu. 😉

admin
admin
7 lat temu

Tak, aż same nie możemy się nadziwić, jak jeden temat może mieć aż tyle interpretacji. 🙂