Niedawno zakończyło się wyzwanie pisarskie pt. Świat poza światem, a więc czas na wyniki!
Wojciech Lewandowski – „Prosimy nie siadać!„
Ulice Foxencage w deszczu.
John, pomimo siarczystej ulewy, nie miał zamiaru rezygnować z codziennego treningu. Jego lśniące „adasie” pokryte były kilkucentymetrową warstwą błocka. Walić to, ma ich całą szafę, a życie jest tylko jedno. Trzeba o nie zadbać!
Skręcił w wyremontowaną Holloway Street. Gdzieniegdzie stały tam jeszcze maszyny drogowe i powykrzywiane znaki. Ominął stertę żwiru, aby pobiec na skróty pomiędzy willą Boba Fostera a polem golfowym Jima Osmensona.
Na świeżo wybudowanym chodniku, po przeciwległej stronie drogi, zauważył sylwetkę. Kobieta ze sportową torbą na ramieniu i rękami wbitymi głęboko w kieszenie przebierała prędko nogami, uciekając przed jesienną wpadką pogodową. Jej pośladki opięte cienkim materiałem legginsów falowały przy każdym kroku niczym galaretka niesiona przez kelnera.
„Tego tyłka nie można pomylić!” – pomyślał John. To pewnie Debra Wilson – królowa instagrama, modelka, vlogerka lifestylowa i Bóg jeszcze wie kto! Dodawała na swoje profile społecznościowe zdjęcia, za które nienawidziła ją połowa kobiet w stanie i uwielbiali wszyscy mężczyźni w Ameryce.
„Biedactwo, cóż za niefotogeniczna pogoda!”
John przeczesał myślami stan konta i od razu stwierdził, że Debra następnego dnia nie będzie w stanie usiąść.
Najpierw parę stówek w Don Sushi, potem kilka drinków w Lipstick Carmel, wizyta w jego nowiuteńkiej saunie… Cholera, musi koniecznie naładować baterię w kamerze i…
Potok myśli zapełniał perwersyjną sadzawkę, lecz w tym momencie „adasie” nie napotkały twardego gruntu. John pofrunął w ciemność niezabezpieczonego wykopu.
Uderzenie. Tępy ból piszczela. Dzwonienie w uszach.
Ktoś za to beknie!
Spojrzał na swój rozerwany i zakrwawiony dres.
I nie będzie to, kurwa, jeden człowiek!
Szok uśmierzył ból, ale nie zatamował krwi. Strużka posoki z piszczela zrosiła żwir na dnie wykopu.
Spojrzał w górę. Wykop robił wrażenie. Przeniósł wzrok na rurę węzła ciepłowniczego pod stopami. Z jej niepodłączonego fragmentu coś wystawało.
Kucnął.
To ludzka dłoń!
Przewrócił się na widok odkrycia i zasłonił twarz ręką.
Mimo iż nie widział w życiu ani jednego trupa, irracjonalna chęć atencji i sławy odkrywcy zbrodni pchnęła go ku znalezisku. Pochylił się i spojrzał w głąb rury. W środku znajdowało się ciało młodej kobiety. Było porozrywane i brudne, jakby ktoś je wyprał w betoniarce. Te włosy, skądś je znał… Nagle ciało poruszyło się. Głowa kobiety przekręciła się z nienaturalną prędkością. W oczy Johna spojrzała Debra Wilson.
– To ty już nigdy na dupie nie usiądziesz!
I nim zdążył krzyknąć, dłonie umazane zakrzepłą krwią i błockiem wciągnęły go do środka.
Justyna – „Upadła„
Poniedziałek. Nie znoszę poniedziałków. Po dobrym weekendzie, poniedziałek zawsze uderza znienacka swoim bezsensem. W poniedziałki nigdy nie dzieje się nic dobrego. Dziś też. Wiatr wieje, targa mi włosy, sypie w twarz kurzem remontowanej ulicy. Ledwo widzę co jest przede mną. Ledwo, bo jednak udaje mi się zauważyć jego, czyli Ciacho. Wysoki, przystojny, przemyka przez wertepy z iście boską nonszalancją. Natychmiast przyjmuję postawę gazeli – wyprostowana szyja, krok pełen gracji i pierś do przodu. Czy gazela posiada piersi? – zastanawiam się zbliżając się do Ciacha. Przyjmuję na usta delikatnie ponętny uśmiech i mijam go rozczarowana. Cholera – nawet nie spojrzał! Gdybym mijała go we wtorek z pewnością już byśmy umawiali się na kawę – myślę pocieszająco, upatrując porażki w poniedziałkowym fatum. A co tam, odwrócę się jeszcze, to chociaż popatrzę na tyłeczek w ramach nagrody pocieszenia.
Rozmarzona, stawiam kolejny krok i bam! Pieprzony remont. Pieprzone wertepy. I jeszcze bardziej pieprzone wykopy. W zwolnionym tempie czuję coraz mocniej jak grawitacja ciągnie mnie w dół. Patrzę na oddalające się niebo. Nastaje ciemność. Otwieram oczy, nieba brak, a ja leżę na podłodze. Podnoszę się, rozcierając guza na głowie i próbując skojarzyć skąd znam nachylającego się nade mną faceta. A niech mnie wszyscy święci – Ciacho!! Pochyla się nade mną ciacho z ulicy!
– Gdzie? Jak? – mamroczę nieporadnie
– Spokojnie, po prostu upadłaś aniele. A ja zawsze chętnie ratuję upadłe anioły.
– Ale gdzie ja jestem?
– Tam gdzie wszystkie upadłe anioły z grzesznymi myślami. W Piekle..
– Ale..
– Nie ma ale. Mam na imię Lucyfer, a Ty właśnie zasiliłaś szeregi mojej gwardii…
Monika Cholewa – „Za królikiem„
Warkot koparki zagłuszył muzę w słuchawkach. Ze złością pogłośniłam ulubiony kawałek, omijając stertę brukowej kostki. Cały czas nie opuszczało mnie wrażenie, że o czymś zapomniałam. Z pomocą przyszło przypomnienie w komórce – dziś odbieram prezent dla przyjaciółki! Napięty terminarz… Moją uwagę odwrócił zapach wody kolońskiej. Z ciekawością zerknęłam na mijanego przystojniaka.
– Uważaj dziewczyno!
Krzyk budowlańca otrzeźwił mnie za późno. Poczułam jak tracę równowagę i wpadam wprost do wykopanej w jezdni dziury. Zmysły przygotowały się na porządny ból, ale ja spadałam dalej… Co jest?! I czy to królik biegnie przede mną? Poczułam się jak Alicja z filmu. Tylko uszaty zamiast kraciastej kamizelki nosił bluzę i bejsbolówkę. Wyjęłam z kieszeni komórkę i zrobiłam mu zdjęcie. Ale zgarnie lajków na fejsie. Lecz ledwo je wysłałam, a telefon zaczął rozpływać się w dłoniach. Oj, nie podoba mi się to… Nagła jasność oślepiła mnie. Poczułam jak wylatuję w powietrzę i z impetem ląduję na kupce piachu. Kiedy świat przestał wirować, zdałam sobie sprawę, że przechodnie gapią się na mnie. Cała pąsowa zgarnęłam torbę i pobiegłam do szkoły. Na polski wpadłam w ostatniej chwili. Nauczycielka spojrzała na mnie surowo przez niemodne okulary. W co ona się dziś ubrała?
– Wyjmijcie swoje prezentacje.
Sięgnęłam do torby po notebook.
– Laptop zniknął! Jak ja teraz pokażę prezentację?
Mój trwożny szept zwrócił uwagę Julki.
– Co to ten laptop?
Spojrzałam na nią zbaraniała. Mimowolnie sięgnęłam do kieszeni po telefon i zamarłam. Nie ma. Rozejrzałam się po sali. Wszyscy wyglądali inaczej. Ciuchy z innej epoki, sala też. Co się tu dzieje?!
– Daj swój telefon – rzuciłam do Julki, już wiedząc co usłyszę.
– Co? Zachowujesz się dziś co najmniej dziwnie.
I kto to mówi.
Ale ja już wiedziałam, że znalazłam się w innym świecie, świecie bez technologii. Musiałam wrócić przez dziurę do siebie. Ku zaskoczeniu wszystkich wstałam i wyleciałam z klasy. Biegłam do wykopu ile sił. Minęłam sklep z AGD, który zmienił się w spożywczaka i ulicę, z której zniknęła sygnalizacja świetlna. Wybiegłam zza rogu wprost na robotnika przerzucającego ostatnią łopatę ziemi, ostatecznie zasypując dziurę.
– Nie!
Jak teraz wrócę do swojej rzeczywistości? Co zrobię bez telefonu, znajomych z fejsa? Wzięłam głęboki oddech. Tylko spokojnie, przecież to nie dzieje się naprawdę. Wpadłam do wykopu, walnęłam się w głowę i teraz mam omamy. Muszę się tylko obudzić.
Tak uspokojona przysiadłam na murku i czekałam.
***
– Ale czad! Kaśka wrzuciła zdjęcie przebranego królika w dziurze.
– Skąd go wzięła?
– Nie wiem, ale klikam.
Wszystkim zwycięzcom jeszcze raz gratulujemy i jednocześnie zapraszamy na kolejne wyzwanie.
Jesteśmy dziewczynami, nieumiejącymi żyć bez pisania. Dzięki niemu zyskałyśmy przyjaźń na całe życie. Piszemy głównie w nurcie fantasy i dzielimy się swoją wiedzą. Wierzymy, że dzięki systematycznej pracy i przyjemności tworzenia Twoja powieść może pojawić się na półkach księgarń.