Niedawno zakończyło się wyzwanie pisarskie pt. Sylwester pełen emocji, a więc czas na wyniki!
Kajetan Krakowiak-Świątnicki – „SYLWESTER WOJENNY„
Był to sylwester roku 1942. Rodzina Pawlickich, matka, ojciec i dwoje dzieci, jadła ostatnią w tym roku kolacje. Może nawet ostatnią w życiu. Z Niemcami nic nie wiadomo. Okno było zasłonięte i paliła się tylko lampka gazowa. Tak na wszelki wypadek żeby nie prowokować patroli zapalonym światłem. Adam Pawlicki, ojciec, spojrzał na zegar stojący pod ścianą. Była za dziesięć dwunasta. Popatrzył na żonę i dzieci. Wszyscy siedzieli i jedli w milczeniu kawałek wieprzowiny. To chyba pierwszy kawałek mięsa od początku wojny, pomyślał Adam. Spojrzał na psa. Sporego labradora. Pies leżał na podłodze i dokładnie obgryzał kość z mięsa jakby był wcześniej głodzony. Adam popatrzył na swój talerz. Ukroił kawałek mięsa i wziął go do ust. Gdy go gryzł poczuł prawie zapomniany smak polskiego mięsa. Przypomniał sobie jak w roku 1930 pojechał z kolegą na wieś. Tam babcia kolegi dała im równie dobry kawałek mięsa.
– Adam, czas położyć dzieci spać. – Z rozmarzenia wyrwał go głos żony.
Popatrzył na zegar. Była za pięć dwunasta. Zostało tylko pięć minut do nowego roku.
– Dajmy im, Zosiu, zobaczyć nowy rok – zwrócił się do żony.
Zofia Pawlicka niechętnie zgodziła się. Oboje popatrzyli na dzieci. Ciekawe czy zdawały sobie sprawę z tego, co działo się z ich krajem ojczystym. Może nawet lepiej, że nie wiedziały. Przynajmniej im lżej na duchu. Adam nalał sobie i żonie szampana i czekali na północ.
Wybiła dwunasta. Zegar zaczął donośnie dzwonić. Pawliccy podnieśli kieliszki. Dzieci naśladowały rodziców robiąc to samo ze szklankami z wodą.
– Szczęśliwego Nowego Roku! – zakrzyknęli i napili się
W tym momencie nawet pies zerwał się z podłogi i zawył donośnie.
– No to witamy w 1943 – powiedział Adam.
Cała czwórka zaklaskała w dłonie. Na twarzach domowników pojawił się uśmiech. Rzecz rzadka w okupacyjnych realiach Warszawy. Adam powoli zapominał o przygnębiającej rzeczywistości. Czuł się w końcu normalnie. W tym momencie stanęły mu przed oczami wszystkie minione lata wojny oraz wspomnienie ich poprzedniego wojennego mieszkania. Zresztą trudno to nawet nazwać mieszkaniem. Drewniana szopa na podwórku opuszczonej kamienicy. Mieli szczęście, że znalazł ich ktoś z Organizacji i załatwił im mieszkanie i pracę.
Nagle usłyszeli dzwonek do drzwi.
– Ja otworzę – powiedziała Zosia.
Wstała i przeszła do przedpokoju. Ostrożnie otworzyła i do mieszkania wpadł mężczyzna w ciemnym płaszczu. Po chwili z jadalni było słychać szczekanie psa. Zosia przeszła do pomieszczenia. Okazało się, że niespodziewany gość trzymał na rękach kota.
– Pomóżcie mi! – krzyknął – Ścigają mnie!
Kanka– „Sylwester, który mógł zmienić wszystko„
Dom, do którego zmierzał, stał pod miastem, mały żółty klocek przyklejony plecami do lasu. Już z drogi było słychać dudniącą muzykę, a światło z okna oświetlało jelenia, który spojrzał przelotnie na Kubę stojącego przed bramą i czmychnął między drzewa. Będzie miał przesrane za kilka godzin.
Nie bardzo chciał tu przychodzić. W środku było tłoczno i większości z tych ludzi nie znał. W ogóle nigdzie nie chciał wychodzić, ale, hej, w końcu bycie samemu w sylwestra? Tylko słuchać, jak ludzie zaczęliby się nad nim użalać. Chociaż może by nie zaczęli, może by w ogóle nikt nie spytał. Zresztą, mógł zostać w domu. Tak chyba byłoby po prostu lepiej.
– Hej, nie widziałeś gdzieś mojego psa?
Kuba podniósł wzrok, trochę zaskoczony, że ktoś go zagadnął. Głos należał do drobnej dziewczyny w nie naturalnych lokach i jaskrawo różowej sukience. – Boi się wystrzałów, muszę go mieć na oku – dodała, dostrzegając jego zdezorientowanie.
– A – zreflektował się – chyba wszedł na górę, jak przyszedłem. – Szarobury kundel faktycznie próbował ukryć się przed ludźmi jakiś czas temu.
– Dzięki. – Uśmiechnęła się do niego i poszła szybkim krokiem w stronę schodów po drugiej stronie pokoju.
Impreza okazała się większa niż przypuszczał, więc głównie okupował od godziny kanapę, sącząc niechętnie piwo. Muzyka dudniła mu nieprzyjemnie z tyłu czaszki. Zamierzał wyjść zaraz po północy.
Nie było nawet dwudziestej trzeciej, gdy weszło kilku ludzi, których nie rozpoznawał z daleka, ale rozpoznał za to jeden głos. Serce na ułamek sekundy mu stanęło. Coś ciężkiego wpadło do żołądka. Trochę zakręciło mu się w głowie. Nie spodziewał się, że on też tu będzie. Nawet nie wiedział, że Marysia go zna! Może gdyby wiedział, to by nie przyszedł. A może przyszedłby tym bardziej, może nie zastanowiłby się ani sekundy, tylko wybiegł przez drzwi, zanim zdążyłby się zorientować? To była główna przyczyna jego ostatnich dziwnych emocji, których nie rozumiał. Nie był pewny, co właściwie czuje.
– Cześć, Kuba.
Jego wnętrzności zawiązały się w supeł i zmieniły w galaretkę, niemal poczuł, jak źrenice mu się rozszerzają tak.
– Cześć – odparł i liczył, że nie zrobił za długiej pauzy.
– Nie wiedziałem, że tu będziesz.
– Ja też nie – odpowiedział i sam nie wiedział, czy to miało być zabawne, czy nie. Wypadałoby, żeby coś dodał, ale nie wymyślił nic, co nie brzmiałoby głupkowato. Chciał użyć jego imienia, „Tomek” brzmiało miło w jego uszach, choć nie tak łatwo mu przechodziło przez usta.
Tomek się zaśmiał, zanim powiedział:
– Życie jest pełne niespodzianek.
No. Obiektywnie prawdziwa sentencja, świadcząca tylko o tym, że robi się niezręcznie i ktoś powinien ratować tę konwersację. Nikt jednak nie uratował. Chłopak po chwili wstał i bez słowa odszedł w kierunku kuchni.
To się zaczęło z dwa miesiące temu. Mniej więcej tyle się znali. Na początku niczego się nie spodziewał, ot, po prostu kolejny kolega, taki, którego widuje się raz na kilka miesięcy i po pijaku ma się z nim filozoficzne rozmowy, a potem się nic nie pamięta. Ale okazało się inaczej. Okazało się, że nie rozmawia im się najlepiej, nie wyglądało na to, by bywali w tych samych miejscach, chyba nawet nie mieli podobnych zainteresowań, ale z jakiegoś powodu nie mógł sobie odmówić przebywania w jego towarzystwie. Cieszył się z samego faktu, że będą w tym samym pomieszczeniu, jednocześnie nie wiedział, czy kiedykolwiek był aż tak skrępowany jak przy nim. To było uczucie, którego po sobie nie oczekiwał, ale je zaakceptował jak godzi się na podrzuconego kotka.
– Wybacz, poszedłem po piwo – usłyszał za plecami, a sekundę później Tomek usiadł z powrotem obok niego. – To mówisz, że skąd się tu wziąłeś? Inne plany nie wypaliły? – spytał, przekręcając się nieco w stronę Kuby.
– Nie miałem innych planów – powiedział, a po chwili dodał, ciszej: – Ale cieszę się, że tu przyszedłem. Zrobiło mu się gorąco w policzki, gdy uświadomił sobie, że powiedział to na głos. Zapadło kilka długich, niezręcznych sekund ciszy, zanim Tomek odezwał się ponownie.
– Ja też się cieszę – powiedział.
Nowy rok mógł nic nie zmienić. Mógł też zmienić wszystko.
Natalia Ciejka – „Karmazynowa Dama„
Tysiące zapalonych świec. Jasno. Zbyt jasno. Jednak nie mogła się już wycofać. Kilka spojrzeń przeniosło się na nią, gdy ostrożnie schodziła w dół schodów, ale nie wyglądali na specjalnie zaskoczonych. Nie była jedyną, która zdecydowała się przyjść na sam koniec zabawy.
– Idzie tu, idzie tu, idzie!
– Przymknij się, Cadha! – Dziewczyna spojrzała z przyganą na łaszącego się o jej suknię kota. – Dziś jesteś zwykłym czworonogiem. Czworonogiem! A czworonogi nie gadają.
Poprawiła w pośpiechu maskę i przeniosła wzrok na kierującego się w jej stronę mężczyznę.
– Zoey? – zapytał niepewnie. – Co ty tu robisz?
Obrzuciła go powłóczystym spojrzeniem od góry do dołu i uśmiechnęła promiennie.
– Zlecenie – wymruczała. – Choć teraz żałuję, że je przyjęłam.
Mężczyzna odpowiedział uśmiechem i zadowolony poprawił klapy surduta.
– Nawet w sylwestra?
– Zwłaszcza w sylwestra, Jack. Zwłaszcza w sylwestra.
– Czy mogę wiedzieć, kogo dziś spotka to szczęście?
– Jeszcze nie teraz.
Kwartet ponownie zaczął przygrywać, a mężczyzna poprowadził ją w kąt sali. Rozległo się przeraźliwe miauknięcie, odrywając na moment ich uwagę od siebie, i jej wierny towarzysz pognał w stronę orkiestry, uciekając przed nieznanym zagrożeniem. Chwilę później ujrzeli buldoga, który w iście tanecznym stylu ślizgał się po wypastowanej podłodze, starając się doścignąć to przebiegłe zwierze.
– Urocze. – Uśmiechnęła się Zoey, mając nadzieję, że Cadha kiedyś wybaczy jej ten incydent.
– Nie mogłem przestać o tobie myśleć – powiedział Jack, nachylając się nad nią.
Lekki uśmiech zabłąkał się na jej ustach.
– Nie wątpię – wymruczała, przyciągnęła go do siebie i wbijając w jego usta z całą nieskrywaną namiętnością.
Jack wplótł dłonie w jej włosy, które wbrew panującej modzie zawsze pozostawiała rozpuszczone i przyciągnął do siebie. Całowali się gorąco, nie zwracając uwagi na otaczający ich tłum. Tylko on i ona, połączeni razem w uczuciu.
Chwilę później oderwali się od siebie ciężko dysząc, a ich oczy skrzyły się wesoło.
– Dziś znowu zostawisz mnie jak ostatnio? – zapytał z przekąsem.
Jej oczy odrobinę posmutniały.
– Zupełnie nie jak ostatnio.
Spojrzała na niego i uniosła dłoń jakby chciała go dotknąć, ale zawahała się.
– Przepraszam, Jack. Obiecałam, że zdążę przed północą.
Tłum zaczął odliczać ostatnie sekundy roku. Jack zachwiał się, a przerażenie rozszerzyło mu oczy, gdy zrozumiał jej słowa. To on. On był jej dzisiejszym celem. Poczuł gorzki smak w ustach. Otruła go. Ona…?
– Trzy! Dwa! JEDEN!
Chwycił się za gardło i upadł. Zoey spojrzała na niego po raz ostatni, spuściła wzrok, zakryła twarz wachlarzem i wyszła.
Zwycięzcom jeszcze raz gratulujemy i jednocześnie zapraszamy na kolejne wyzwanie.
Jesteśmy dziewczynami, nieumiejącymi żyć bez pisania. Dzięki niemu zyskałyśmy przyjaźń na całe życie. Piszemy głównie w nurcie fantasy i dzielimy się swoją wiedzą. Wierzymy, że dzięki systematycznej pracy i przyjemności tworzenia Twoja powieść może pojawić się na półkach księgarń.
Jak się cieszę!
🙂
Ojej, dziękuję pięknie, nie spodziewałam się 😀
Najlepsze niespodzianki to te, których się nie spodziewamy. 😉
Oja, prawie zapomniałam, że przysłałam tu tekst 😀
No widzisz, a tu taka niespodzianka. 🙂
Podoba mi się tekst Kajetana. Krótki, ale tak bardzo treściwy i napisany klarownym, obrazowym językiem. Czytając czułem się, jakbym tam siedział z nimi przy stole. Dobry tekst.