Przyszedł październik, a więc tym samym czas ogłosić wyniki wrześniowego wyzwania pisarskiego! Dostałyśmy dużo tekstów, za co serdecznie dziękujemy i cieszymy się, że nasze zadanie wpłynęło stymulująco. Miałyśmy nie lada problem z wyborem, ale się udało.
Olka
Okej.
Spokojnie.
Oddychaj.
To tylko twój najważniejszy dzień w życiu.
Dasz radę.
A po co Ci to było? No po co? Dobrze, jak nie za dobrze. Po co pchać się, tam gdzie cię nie chcą? W końcu nie każdy będzie drugą Otylią Jędrzejczak. Mam jeszcze czas. A zawody są co roku.
No nieważne.
Skup się.
Co mówił trener? „Uwierz w siebie, tyle wystarczy do zwycięstwa”.
Tyle wystarczy.
Wystarczy.
Wystarczy.
Wy.. Rany, czemu oni wszyscy są tacy wysportowani? Prężą te mięśnie, jak lwy chcące przestraszyć rywala. Wydaje im się, że jak napuszą się swoją dumą to może nagle zyskają opływowy kształt ciała i pokonają pięć długości basenu jednym susem.
I co się gapisz? Myślisz, że jak jesteś kilka lat starszy to więcej umiesz? Albo wiesz? W czym możesz być lepszy ode mnie? No, załóż ten swój złoty czepek z logo podmiejskiej firmy mleczarskiej i leć.
Zaraz.
Czepek.
Boże! Nie…
Tylko nie to.
Błagam, błagam!!!
Gdzie on jest? Gdzie jest ten durny czepek? Musi gdzieś tu być.
Zaraz, spokojnie.
Wyjąłem go z szuflady, położyłem na łóżku, a przed wyjściem włożyłem do torby.
No i super, to gdzie on jest?
Ręcznik – jest.
Okulary – są.
Klapki – są.
Błagam.
Portfel, butelka, szczęśliwy breloczek.
No, widać, jaki szczęśliwy.
Matko, do której torby?
Białej czy czerwonej?
Do białej..?
Nie.
No nie.
Świetnie, do białej.. A tu co? Czerwona, czerwoniutka, czerwieńka. Zupełnie jak krew, która zaraz mnie zaleje. I co teraz? Komu przyszłoby na myśl, że wydarzy się taka tragedia? Gdzie ja teraz znajdę czepek?!
Zostało siedem minut do startu. To jest… to jest czterysta dwadzieścia sekund. Całe czterysta dwadzieścia, więc da się sprawę załatwić.
Przecież mamy panią Basię.
Tylko szybko, schodami w dół.
W prawo.
Zimna ta posadzka. Matko.
I jest.
Super.
-Dzień dobry, serdelko.
-Dzień dobry. Potrzebuję czepek.
-Widzę, kwiatuszku. Sam strój nie wystarczy, co? Wiem jak to jest ciągle o czymś zapominać. Ostatnio zapomniałam, że wyjęłam sobie lody śmietankowe i całe się rozpuściły. Och, jakaż szkoda. Jeszcze trochę i zapomnę, jak mam na imię. Dobrze, że pamiętam kiedy mam urodziny. Za tydzień dokładnie. Niedługo trzeba rozpocząć przygotowania do urodzinowej kolacji, a ja nadal nie wiem kto przyjdzie.
-Ma pani jakiś czepek? Śpieszę się.
-Chyba jakaś dziewczynka zostawiła. Tylko taki mam.
Boże, dobra. Może być różowy. Trudno.
-Niech będzie. Dziękuję.
-Powodzenia.
Dobra. Teraz tylko dobiec przed gwizdkiem. Stanąć na starcie. Wskoczyć do wody. I wygrać.
Tylko tyle.
A przy okazji nie zabić się na zakręcie.
Jest.
Pływalnia.
Rany, ile ludzi.
I są rodzice.
Trzymajcie kciuki.
Niecała minuta.
Wszyscy są już gotowi. Rozgrzani.
Ale nie tak, jak ja.
Pięć.
Cztery.
Trzy.
Dwa.
Jeden.
Zaczynamy.
Aleksandra Płatek
To nie wypali. Czuję, że coś nie wyjdzie. Za każdym razem, gdy Natala się z czegoś cieszy, to potem się wszystko popsuje. Standard.
-Idę na trening! To już jutro, muszę dużo ćwiczyć!
-Okej, leć.
Myję naczynia, opłukuję naczynia. No i się martwię!
Dzień później.
Wstaję rano, idę do jej pokoju. Natalii już nie ma w łóżku. Siedzi na podłodze i się rozciąga. Jej twarz cała promieniuje. Dziś będą pierwsze jej zawody pływackie. Cieszę się razem z nią, ale mam złe przeczucia. Matczyny instynkt i te sprawy.
-Mamo! Już trzeba jechać, no gdzie kurde jesteś?
Drze się jak nienormalna, a mamy jeszcze pół godziny. Widać jej stres, ale też podekscytowanie.
-Już idę!
Czerwona czy biała? Czerwona czy biała? Która przyniesie szczęście mojej córeczce? Czerwona! Zakładam czerwoną bluzkę i schodzę po schodach. Wsiadam za kierownicę i jedziemy!
Wystartowały!!! Natalia płynie najszybciej, jest najlepsza. Mój skarb. Zawsze dawała powody dla dumy.
Jeszcze tylko 800 metrów. 700. 650.
-Nie każdy będzie drugą Otylią Jędrzejczak.
Ktoś za mną szepcze mi do ucha. Odwracam się, nikogo za mną nie ma. No tak, to powiedziała moja podświadomość.
400 metrów i meta. 350 metrów. 200. Jest już całkiem blisko! Ktoś na torze obok próbuje ją wyprzedzić. Natalia jest świetnie przygotowana. Stara się przyspieszyć.
100 metrów. 70 metrów. 30 metrów.
Ona coraz szybciej. Zależy jej na pierwszym miejscu.
10 metrów. 2 metry. 1 … pół. I kurwa mać nie wyrabia. Nie daje rady. Natala uderza głową o kafelki. Traci przytomność.
Więc jednak trzeba było białą założyć!
Wszyscy z przerażeniem na twarzy patrzą co się stało, czy ona żyje. Widzę jak ratownicy biegną do mojego skarbu. Jak wyciągają ją z wody. Przezroczysta ciecz w basenie, szybko robi się różowa, a potem krwistoczerwona. Natalia leży na podłodze, obok niej 5 ratowników. Stoję jak sparaliżowana i przyglądam się akcji. Ludzie zaczynają szeptać między sobą, niektórzy żartują, inni są szczerze przejęci. Gdzieś w tłumie pada pytanie:
-Ona żyje?
Ktoś inny rzuca zdanie:
-Komu przyszłoby na myśl, że wydarzy się taka tragedia?
Tydzień później.
– Niedługo trzeba rozpocząć przygotowania do urodzinowej kolacji, a ja nadal nie wiem kto przyjdzie! – Krzyczę do męża.
– Pogrzeb szykuj, a nie urodziny. Jej już nie ma.
Nie wierzę, że odeszła.Ona żyje. Żyje. Żyje.
Adrianna Sosnowska
Powiem mu! Albo nie powiem… Powiem mu jak wygra! A jeśli przegra? Powiem mu, jak przegra? Przecież nie przegra. Maciek nigdy nie przegrał! Do tej pory… Jak patrzę na tego opalonego, umięśnionego gogusia rozgrzewającego się po drugiej stronie basenu, to nie jestem już taka pewna wygranej. Podobno chłopak miewa czasy pod rekord Polski juniorów… Ale to Maciek! Maciek jest mistrzem! Jest zawzięty, odważny, zdecydowany. Powiem mu! Zdecydowanie mu powiem i będzie po sprawie. Pójdę do niego już teraz, nie ważne, że stoi tam w samych slipkach i przeciąga dłonią po mokrych włosach sprawiając, że te małolaty z pierwszej klasy piszczą i wyglądają jakby miały się posikać. Pójdę tam, stanę przed nim wyprostowana i powiem: Maciek… A jeśli jednak przegra? No to co, w końcu nie każdy może być drugą Otylią Jędrzejczak… Jeśli wtedy obwini mnie? Podobno rozpraszające mogą być zarówno złe, jak i dobre rzeczy. Uch! Jak on się uśmiecha! Nie, nie powiem mu. A przynajmniej nie teraz. Poczekam, aż wygra. Będzie w doskonałym nastroju. Wtedy inaczej spojrzy na moje wyznanie. A jeśli przegra… No cóż, jeśli przegra, to moje słowa już go nie ruszą. Tak, stanowczo powiem mu po wyścigu.
Stają na starcie. Wali mi serce. Oddychaj Mika, oddychaj! Dobrze, a teraz doping. Doping Mika, odezwij się! Nic z tego. Zaciśnięte kciuki muszą wystarczyć. Ostatnia prosta. Szybciej Maciek, proszę szybciej! Nie mogę na to patrzeć! Sygnał dźwiękowy. Wygrał, czy nie?
– Mika!- coś mokrego przykleja się do mnie całym ciałem.
Otwieram jedno oko. To zdecydowanie mocne ramię Maćka.
– Mika widziałaś to? Wygrałem! Jadę na Mistrzostwa! – drze mi się do ucha, a moje serce na chwilę zwalnia rozkoszując się wspaniałością tej informacji, by po chwili zacząć galopować z przerażenia. Wygrał! To wspaniale, czy to znaczy, że będzie mu łatwiej zaakceptować to, co powiem? Mógłby mieć tu każdą, wszystkie chcą się z nim przyjaźnić. Tylko, czy po tym, co powiem nadal będziemy przyjaciółmi?
Maciek odsuwa mnie od siebie na odległość ramienia i przygląda się mojej purpurowej twarzy. Jest wyraźnie zdezorientowany. Nie mogę oderwać od niego oczu. Jasne bądź jeszcze bardziej idealny, to na pewno będzie mi łatwiej.
– Gratuluję. Bardzo się cieszę. – zaczynam cicho, trochę chrypię. Maciek unosi brwi najwyraźniej nie przekonany moimi gratulacjami.- Maciek, bo ja muszę Ci coś powiedzieć… Komu przyszłoby na myśl, że wydarzy się taka tragedia? Ja naprawdę nie chciałam! – wyrzucam z siebie na jednym wydechu. – Te zaproszenia. Mój telefon jest naprawdę beznadziejny! Myślałam, że wysłały się do wszystkich, a tu się okazuje, że ludzie ich nie dostali. I ja próbowałam dojść do tego, kto nie dostał, ale jest tak późno! Niedługo trzeba rozpocząć przygotowania do urodzinowej kolacji, a ja nadal nie wiem kto przyjdzie! To miało być takie idealne. Twoje urodziny i świętowanie zwycięstwa, a ja tak zawaliłam! Przepraszam!
Przez twarz Maćka przewijają się kolejne emocje. Zaskoczenie, rozczarowanie, a potem rozbawienie. Uśmiecha się półgębkiem.
– Rany Mika. Wyglądałaś tak, jakbyś miała w końcu wyznać, że się we mnie kochasz.
– Kocham? W tobie? – patrzę na niego szeroko otwartymi oczami. – Dlaczego?
– Mika, jak dla mnie możemy świętować tylko we dwójkę. Wtedy będzie idealnie. A teraz przetraw sobie tę informację, tylko proszę zrób to szybko. Nie mam siły czekać kolejnych 6 miesięcy.- Maciek uśmiecha się pokazując wszystkie swoje idealne, białe zęby.
Sześć miesięcy? Tyle się znamy… Czyżbym czegoś nie zauważyła?
Wszystkim, którzy przysłali do nas teksty serdecznie dziękujemy i zapraszamy na kolejne wyzwanie.
Jesteśmy dziewczynami, nieumiejącymi żyć bez pisania. Dzięki niemu zyskałyśmy przyjaźń na całe życie. Piszemy głównie w nurcie fantasy i dzielimy się swoją wiedzą. Wierzymy, że dzięki systematycznej pracy i przyjemności tworzenia Twoja powieść może pojawić się na półkach księgarń.
Wow! Te prace naprawdę są na wysokim poziomie! Szczególnie pierwsza… miodzio. Nie wiedziałem nawet, że z takiego „nudnego” tematu da się zrobić taką ciekawą rzecz. Muszę się jeszcze mocno podszkolić!